fbpx

Recenzja słuchawek dokanałowych Meze 12 Classics

12 Classics to najdroższe z dokanałówek oferowanych przez Meze. W konstrukcji zastosowano drewno orzechowe i właśnie to wyróżnia model na tle innych słuchawek dousznych oferowanych w przedziale cenowym do 400 złotych.




Dane techniczne




Pasmo przenoszenia: 16 – 24 000 Hz
Konstrukcja: dokanałowe, zamknięte
Przetworniki: 8mm, dynamiczne
Impedancja: 16 Ohm
Skuteczność: 101dB
Waga: 13g




Budowa i wygoda użytkowania Meze 12 Classics





W komplecie ze słuchawkami znajdują się: okrągłe, sztywne etui, pianki Comply T-500, plastikowy klips i cztery pary silikonowych nakładek (w tym jedne typu bi-flange). 12 Classics wyglądają bardzo elegancko, są starannie wykończone a dzięki połączeniu drewna i metalu, prezentują się ciekawie i stylowo. Konstrukcja nie budzi zastrzeżeń, jedyną wyraźnie odczuwalną niedogodnością jest mikrofonujący kabel, który bywa dokuczliwy zwłaszcza podczas odsłuchu przy niedużej głośności.









Na przewodzie, zabezpieczonym warstwą półprzezroczystego tworzywa, zamocowano mikrofon i sterownik współpracujący z Androidem i iOS. Na marginesie uwaga o mało praktycznym, niemal niewidocznym oznaczeniu stron. O układzie kanałów informuje ledwo zarysowana litera umieszczona na zabezpieczeniu łączenia kopułki i kabla (trzeba się orientować po pozycji sterownika, który znajduje się z prawej strony).









Słuchawki są bardzo drobne, lekkie, nie wystają z ucha zbyt mocno, raczej nie da się ich poprowadzić w wersji z przewodem nad uchem, bo w takiej pozycji kabel nie układa się wzdłuż linii małżowiny, odstaje na boki i nie utrzymuje sprzętu we właściwej pozycji.



Odsłuch





Niskim tonom brakuje solidnego zejścia, partie usytuowane bliżej subbasu nikną, niekiedy niemal całkowicie. Podczas odsłuchu gatunków o mniej ekstremalnej definicji basu jest lepiej, ale trzeba uczciwie powiedzieć, że Meze 12 Classics to słuchawki oszczędnie serwujące niskie tony. Dlatego osoby szukające zdecydowanego basowego uderzenia, raczej nie będą zadowolone z proporcji oferowanych przez „dwunastki”. Gitary basowej nie traci się z pola słyszenia, ale niekiedy trzeba trochę wytężać ucho żeby podążać za jej partią. To zwarte, dość suche markery, które nie wychodzą przed szereg.




Wokale odzywają się swobodnie, w lekkim oddaleniu a na złożoności wysokich tonów zyskują przede wszystkim damskie głosy, męskim niekiedy przydałoby się solidniejsze wsparcie ze strony basu. Podobnie jak gitarom, które odzywają się ładnym, przejrzystym dźwiękiem w wersji clean, ale już przesterowanym riffom trochę brakuje mocy i nasycenia.




Wysokie tony przekazują sporo szczegółów, nadają całości jasny rys i są wyraźnie obecne. To ciekawa przestrzeń, usatysfakcjonowani będą miłośnicy perkusyjnych smaczków i klarowności. Przy czym góra nie jest nadmiernie i nieprzyjemnie wyeksponowana, sybilanty, wybicia, ostre dźwięki – te raczej nie zagrażają uchu. Podobnie jak zalew detali. Dobrze wyważono proporcje, oddano zróżnicowanie pasma przy zachowaniu spójności przekazu.




Brzmienie Meze jest klarowne, instrumenty nie nachodzą na siebie i nie kolidują z wokalami. Stereofonia pozwala na bezproblemowe umiejscowienie partii w przestrzeni, może trudno określić ją jako doświadczanie muzycznych planów na najwyższym poziomie, ale przekaz jest rozbudowany, wyraźnie rozplanowany na kanałach L/P i jak na tę półkę cenową trudno oczekiwać wiele więcej.



Elektronika, pop z nisko pulsującą falą basu nie radzą tu sobie najlepiej. Podobnie ciężki rock i metal. Bardzo przyjemnie brzmią za to albumy pełne instrumentów akustycznych, bo dźwięk ma sporo przestrzeni i lekkości. Tak też zagrało trio: Możdżer, Danielsson, Fresco z płytą „The Time”, choć gdyby kontrabas mógł liczyć na większe wsparcie ze strony niskich tonów, odezwałby się pełniejszym, przyjemniejszym dźwiękiem. Klimatyczna muzyka instrumentalna lub indie ze snującymi się w oddali wokalami to także dobre towarzystwo dla Meze. Przyzwoita scena pozwala cieszyć się przestrzennym zróżnicowaniem pogłosów i innych efektów a głos nie razi brakiem bliskiego kontaktu ze słuchaczem.



Zastosowanie





Dwunastki zaplanowano przede wszystkim jako dopełnienie smartfonów – stąd też mikrofon i sterownik na kablu – ale Meze sprawdzą się także w połączeniu z odtwarzaczami audio. Nie wymagają dodatkowego wzmocnienia, ewentualnie można pokusić się o zestawienie ich ze sprzętem, który nada niskim tonom mocy a całości doda więcej głębi. To model, który zagra z muzyką akustyczną, indie, jazzem, przestrzennymi produkcjami. Do energetycznej elektroniki i popu warto poszukać innego towarzystwa.





Trudno powiedzieć, czy brzmienie Meze 12 rzeczywiście stanie się klasyczne, jak życzy sobie tego producent. Jedno jest pewne, to porządnie wykonany sprzęt o ciekawej – bo idącej nieco pod prąd – sygnaturze: bez obezwładniającego basu i nachalnie rozrywkowego przekazu. Classics mogą się okazać dobrą propozycją dla słuchaczy gatunków, które, podobnie jak te słuchawki, są nieco niedzisiejsze.








Ocena czyli krytyka AudioKrytyka

 

 

zalety

+ starannie wykończone
+ lekkie i wygodne
+ klarowne, swobodne brzmienie

Wady

– mikrofonujący kabel
– oszczędne niskie tony, braki w subbasie
– lekko oddalone wokale

ocena m100

Podziękowania dla sklepu Słuchawkomania.pl za udostępnienie Meze 12 Classics do recenzji!

Klikając w logo, przejdziecie prosto do oferty tych słuchawek