fbpx

Recenzja Chord Mojo 2

Pozycjonowanie rynkowe
Bohater dzisiejszej recenzji Chord Mojo 2 to produkt o niekwestionowanej pozycji rynkowej. Jeden z tych, którzy stworzyli swoją własną niszę. Chord z pierwszym wydaniem Mojo w 2015 roku włożył stopę między drzwi a framugę, czyli między audiofilskie odtwarzacze przenośne a stacjonarne wzmacniacze słuchawkowe z przetwornikiem DAC. I było to ryzykowne zagranie, ponieważ Mojo jest każdym z tych urządzeń po trochu, ale żadnym do końca, a przy tym kosztuje już niemało jak na nie tylko polskie warunki.

2500zł to budżet jaki można przeznaczyć na:
a.) wysokiej klasy słuchawki Bluetooth i zdjąć sobie z głowy wszystkie problemy (ponieważ smartfon z Bluetooth ma każdy z nas)
b.) klasyczny wzmacniacz słuchawkowy z kompletem wejść cyfrowych i dokupić sobie doń słuchawki stacjonarne.
c.) odtwarzacz przenośny klasy hi-fi i dokupić sobie doń słuchawki przenośne (nauszne lub dokanałowe).
opcja d to właśnie Mojo 2: przetwornik DAC ze wzmacniaczem słuchawkowym ale z wbudowaną baterią i kompaktowymi wymiarami, a więc de facto mobilnym.

Mojo 2 wymaga:
– źródła dźwięku np smartfona (połączymy się przez USB-C), komputera (połączymy się także przez micro USB)
– słuchawek – możemy podłączyć dwie pary, sprawdzą się zarówno nauszne jak dokanałowe
– ładowania baterii co 8 godzin, jeśli chcemy aby podróżował z nami

 

Technikalia
Za całe zamieszanie i wyjątkowość Mojo 2 odpowiada wyjątkowa kość FPGA. Jest to jednostka obliczeniowa, która charakteryzuje się niezwykłą elastycznością i skalowalnością. Upraszczając do granic możliwości: FPGA to układ programowalny, który na pierwszy rzut oka wygląda jak procesor ale nim nie jest – do czasu, aż ktoś ów układ zaprogramuje aby procesorem był. Jeszcze prościej: FPGA to informatyczna glina, z której ulepić można wszystko co zechcemy – procesor graficzny? Tak. DSP? Bez problemu. Wzmacniacz? Oczywiście.

Ludzie z Chorda wpadli na diabelski pomysł – weźmy kość FPGA i zróbmy z niej przetwornik DAC, procesor DSP i na koniec jeszcze wzmacniacz. Łatwo powiedzieć, trudniej wykonać. Ale to jest główny powód całego zamieszania wokół Mojo – udało się z tej gliny ulepić i wypalić kawał porządnej uniwersalnej ceramiki. Powiem więcej – napijemy się z niej ze smakiem zarówno wody jak i wina.

Na co więc dokładnie możemy liczyć z audiofilskiego punktu widzenia? Zacznijmy od wzmacniacza słuchawkowego:
Moc 0,6W przy 32 omach – więcej niż wystarczająca do napędzenia praktycznie każdych słuchawek dynamicznych i większości planarnych
Zakres dynamiki 125dB – wyniki dostępny dla topowych przetworników hi-end DAC
Separacja kanałów: 118dB – jak wyżej
Impedancja: 0.06 omów – wynik ocierający się o perfekcję
Wyjścia słuchawkowe: 2x 3,5mm mini jack

Przetwornik DAC:
768kHz
32 bity
DSD256

Wejścia: Optyczne, koaksjalne 3,5mm, Micro USB, USB C.

Procesor DSP
Jego możliwości można zobaczyć poniżej i są po prostu szokujące – obejmują możliwość manipulacji od -9 do +9dB w zakresie 20Hz – 20kHz

 

 

Brzmienie
Zacznijmy od tego, że nie jest to w żadnym stopniu urządzenie neutralne brzmieniowo. Ktoś kto zna background Chorda mógłby pomyśleć, że skoro jest to dostawca przetworników DAC do najlepszych na świecie studiów nagraniowych, to Mojo 2 będzie wzorcem studyjnego brzmienia. Postawmy sprawę jasno – nic z tego.

Z Mojo 2 jest tak jak śpiewał Muddy Watters – ten przetwornik ma swoje własne mojo i to mojo nie zadziała na każdego. Jeśli jesteście zwolennikami szklistej neutralności to pora zainteresować się czymś innym. Mojo 2 to kompletnie inny zawodnik – gra odwrotnie do swoich rozmiarów. Jego naukowa podstawa działania, czyli top hi-endowa kość FPGA, to skrupulatny doktor Banner. Ale brzmienie, które udało się wykrzesać to rozrabiający na maksa Hulk.

Mojo 2 to przede wszystkim wymiatający bas – niski, średni, wyższy, co tylko chcecie. Bas prowadzi i bas rządzi. Dzięki temu brzmienie nawet najbardziej wycyrklowanego albumu studyjnego zamienia się w koncertowe wymiatanie. Nawet oschły Joy Division ożywa milionem kolorów – Unknown Pleasures, album nagrany w formie studyjnego szkicu z Mojo 2 i odpowiednimi słuchawkami zmienia się w ferie impresjonistycznych barw. To trzeba usłyszeć.

Barwa i ciało jakich instrumenty dostają od Mojo 2 to audiofilska ekstraklasa. Tak, Mojo 2 kreuje dużo dźwięku. Ale nie sposób poczytywać mu tego za zarzut. Taka była intencja twórców i wyszło to znakomicie. Muzykalność Mojo 2 jest na absolutnie topowym poziomie. Cała ta zimna technologia daje brzmienie na wskroś lampowe ale przejrzyste, wieloplanowe, przestrzenne i szybkie.

Trzeba powiedzieć to bardzo wyraźnie – ktoś to brzmienie bardzo starannie wycyzelował, a raczej zaprogramował. Zero po zerze i jedynka po jedynce. I ja temu komuś chętnie przybiłbym piątkę.

Podsumowanie

Komu polecamy:
– miłośnikom okrągłego, dobrze kontrolowanego brzmienia z wgniatającym w fotel basem
– miłośnikom muzyki elektronicznej i alternatywnej (np Joy Division)
– miłośnikom muzyki oszczędnej w środkach (dzięki wypełnieniu i barwie)

Warto sparować z:
– słuchawkami o bardzo dobrej kontroli basu i mocnych wysokich tonach
– słuchawkami nausznymi dzięki bardzo precyzyjnej kontroli natężenia dźwięku
– komputerem
– smartfonem

Funkcjonalność:
– świetne wykonanie, gabaryty i waga na granicy codziennej mobilności
– idealny jako mikrozestaw biurkowy / podróżny
– brak aplikacji do equalizacji – kolorowe guziki w połączeniu z tak zaawansowaną kościa FPGA to zbyt uproszczone rozwiązanie ale spełnia założenia

Konkurencja:
– iFi Audio iDSD Micro (jako urządzenie biurkowe)
– topowe duże słuchawki z wbudowanym Bluetooth w cenie powyżej 4000zł (o ile sparujemy Mojo z godnymi nausznikami)
– przenośne odtwarzacze Astell&Kern, Fiio, HiFiMAN, Cayin (o ile sparujemy Mojo z playerem Poly)

Chcesz nas wesprzeć? Kupuj u naszego reklamodawcy.

https://avstore.pl/

Zalety

+ stosunek jakości do ceny
+ bas
+ kontrola nad dźwiękiem
+ bogata w kolory barwa

Wady

– obsługa equalizera za pomocą guzików na obudowie